Loading...

(Just one moment)

Backgroound Image

DoroHeDoro

https://youtu.be/YMN3-TD2Z_E

Do obejrzenia Dorohedoro przede wszystkim zachęcało studio MAPPA znane z KakeguruiBanana FishDororo, Zombieland Saga, czy też Yuri on Ice. Studio, które albo tworzy oryginalne serie albo wykopuje stare mangi, by pokazać światu, o jakich perłach jeszcze nie słyszało. I zasadniczo po raz kolejny zostałam mile zaskoczona, ponieważ zaraz po Id:InvadedDorohedoro okazało się sezonowym fenomenem!

Pomińmy na razie kwestię graficzną oraz to „straszne” CGI i skupmy się na pomyśle, który mimo bazowania na pewnych utartych schematach, wydaje się niesamowicie oryginalny. Odczułam tu swoisty powiew świeżości, który przebił się wśród tych wszystkich battle shounenów, shoujo romansów, parodii, isekaiów i wielu innych znanych nam gatunków. Dorohedoro łączy w sobie elementy z horroru, fantasy, komedii oraz kryminału i tworzy z tego wszystkiego szaloną zgraną całość. Wystarczy przyjrzeć się kreacji świata, a dokładniej światów. Pierwszym miejscem, jakie poznajemy, jest Hole – mroczne, futurystyczne, przypominające cywilizację, która przetrwała w przeszłości wielką katastrofę. Zaraz nasuwa się skojarzenie do przeróżnych dzieł post apokaliptycznych, a jest to tak dobrze zaprezentowane, że widz przesiąka tym brudnym, mrocznym klimatem. Właśnie tutaj poznajemy sympatyczny duet protagonistów, Nikaidou oraz Kaimana, zajmujących się eksterminacją złych czarodziei, którzy eksperymentują na mieszkańcach Hole. Przy okazji próbują rozwiązać zagadkę, tudzież znaleźć sprawcę odpowiedzialnego za przemianę głowy Kaimana w jaszczurzy łeb. Oczywiście nie spodziewajmy się, że w tych dwunastu odcinkach (które zekranizowało czterdzieści parę rozdziałów ze stu dziewięćdziesięciu) dostaniemy jakiekolwiek konkretne odpowiedzi. Sprawa Kaimana wydaje się tu priorytetowa, lecz nie brakuje również innych wątków związanych przykładowo z antagonistami, które często przyćmiewają nasz główny duet. I w tych dwunastu epizodach dzieje się tak dużo, a zarazem tak niewiele, że możemy je potraktować jako zwykłą zachętę do przeczytania mangi. O czym też świadczy to fatalne zakończenie – urwanie historii w momencie, gdy dopiero nabiera rozpędu.

Wracając do fabuły… na początku zaznajamiamy się z Hole, jej mieszkańcami oraz perypetiami Nikaidou i Kaimana. I w ten sposób powoli poznajemy specyfikę wyróżniającą Dorohedoro wśród innych serii, jaką jest połączenie mroku oraz scen gore (dosłownie leją się tu hektolitry krwi i pełno flaków) z dobrym humorem. Tak, to były te żarty, gagi i śmieszne sytuacje, które idealnie trafiły w moje gusta. I choć na początku nie wiedziałam, jak reagować – śmiać się, czy powstrzymywać przed obrzydzeniem, to szybko pogodziłam te dwa odruchy. Zwłaszcza wtedy, gdy pojawili się antagoniści i tym samym uraczyli nas jeszcze ciekawszym miejscem oraz postaciami. Chyba pierwszy raz w jakimkolwiek dziele tak szybko i naturalnie polubiłam bardziej antagonistów. Stali się dla mnie na tyle sympatyczni, że nawet Kaimana i Nikaidou zepchnęłam na drugi plan. W końcu jak tu nie docenić pomysłu na świat czarodziejów? To, że czarują dzięki czarnemu dymowi produkowanego przez ich ciała oraz że każdy posiada indywidualną zdolność? Jeden potrafi zamienić wszystko w grzyby, drugi poćwiartuje człowieka tak, że wciąż będzie żywy, a inny wyleczy cię, choć twoje bebechy walają się po całej ulicy. Ponadto dochodzi do tego ciekawa kwestia zawierania partnerstwa między czarodziejami, noszenie specyficznych masek oraz istnienie diabłów, których rola wydaje się znacząca. Jest to tak szalenie cudaczny świat, że można oniemieć z zachwytu. Dlatego cieszę się, że autor nie potraktował po macoszemu antagonistycznej ekipy, tylko poświęcił jej tyle samo czasu (a może nawet więcej) co głównemu duetowi.

O samej fabule, czyli o tym, co się konkretnie dzieje, ciężko coś rzec bez spoilerowania. Samo znalezienie głównej linii fabularnej jest trudne! Ponieważ nawet poboczne historyjki, takie jak: polowanie na zombie, granie w baseball zasadniczo są nieodłączną częścią głównej opowieści. Więc można by bez wyrzutów stwierdzić, że fabuła to tak naprawdę bohaterowie, bo to oni determinują dalsze niespodziewane wydarzenia i sprawiają, że wszystko, co robią ma znaczenie. Wiadomym jest, że Kaiman szuka sposobu na odczarowanie i dowiedzenie się prawdy o przeszłości, ale ten wątek nie jest pchany na siłę. Historia toczy się własnym naturalnym tempem, prezentuje zmagania każdej postaci i co najważniejsze – nie odstaje niczym od mangi. MAPPA świetnie zrealizowała materiał komiksowy. Zachowała ciągłość zdarzeń oraz nie dodawała niepotrzebnych wątków. Prawie że idealna kalka mangowa.

Źródło: http://animaniaczki.blogspot.com/2020/04/recenzja-anime-dorohedoro.html

Seven Deadly Sins

Nakaba Suzuki

https://www.youtube.com/watch?v=r0JHK38nc6o

Minęło dziesięć lat. Księżniczka Elizabeth, trzecia córka króla Bartry, ucieka z zamku, ponieważ Święci Rycerze Brytanni, stojący od zawsze na straży królestwa dokonują przewrotu i przejmują władzę, a władca oraz siostry Elizabeth zostają uwięzione. Księżniczka, nie mając innego wyjścia, postanawia odnaleźć Siedem Grzechów Głównych, ponieważ wroga mogą pokonać tylko jeszcze więksi zbrodniarze. Tak więc Elizabeth trafia do pewnej karczmy prowadzonej przez niepozornego chłopaka oraz jego… świnię. Tak, ona też pracuje, zajmując się zjadaniem resztek. Karczmarz ma na imię Meliodas, gadający prosiak to Hawk, a ten cały biznes to tylko tymczasowe zajęcie dla Meliodasa, ponieważ jest dokładnie tym, kogo dziewczyna szukała. Nie minie sporo czasu, a na scenę wejdą kolejni bohaterowie tej historii, czy raczej pozostałe Grzechy. Każdy z tych wojowników przejawia imponującą siłę oraz pokaźną liczbę wad i przywar, ale to naprawdę dobrzy kumple, którzy skoczą za sobą w ogień. Przeważnie.

Nanatsu no taizai to typowa seria przygodowa, będąca adaptacją mangi pod tym samym tytułem. Komiks Nakaby Suzuki powstaje od 2012 roku, a anime obejmuje oczywiście tylko początek historii. 24-odcinkowy serial legalnie można na Netfliksie (plus 4 odcinki dodatkowe, będące kontynuacją serii). Netflix posiada zresztą wyłączność na emitowanie Nanatsu no taizai. Anime za sprawą swojego luksusowego, wydawałoby się, charakteru, szybko zdobyło sławę. Dodatkowym czynnikiem motywującym do oglądania jest też sama manga, która wygrała 39. edycję rozdania nagród wydawnictwa Kodansha w kategorii shounen, czyli najlepszego komiksu dla nastolatków.

The Seven Deadly Sins”: zwiastun 3. sezonu anime – wSyncu

Nanatsu no taizai czerpie garściami z klasycznych przygodówek, a oglądanie tego anime jest niczym powrót do przeszłości. Nawet wygląd postaci czy sposób rysowania ich oczu przywodzi na myśl anime z lat 90. To trochę jak powrót do czasów dzieciństwa, kiedy Dragon Ball królował na ekranach fanów anime. Tak jak za sprawą Stranger Things widzowie odkryli, że tęsknią za klimatem lat 80., tak i fani anime nagle poczują się jak w domu – z tym, że w takim sprzed lat. Nie oznacza to oczywiście, że to serial wybitny. O nie, ma swoje liczne wady, ale cóż one znaczą, kiedy ma się ogromną radochę z oglądania kolejnych walk dziwacznie poubieranych rycerzy ze zdecydowanie niebanalnymi Grzechami? Trzeba na początku otwarcie przyznać – bohaterowie stanowią pełen przekrój osobowości, a nie są oni szczególnie oryginalni (a i tak się ich lubi). Stanowią raczej typowe przykłady konkretnych cech upakowanych w dane ciała, jak choćby sama księżniczka Elizabeth. To taka typowo przemiła dziewczyna do serca przyłóż, której dość (no dobra, bardzo!) zbereźne zaczepki Meliodasa niby przeszkadzają, ale cóż, pozwala na nie. Trzeba zresztą w tym miejscu wspomnieć o fanserwisie, którego twórcy nam nie skąpią. Meliodas lubi bowiem sobie pomacać co nieco, pozaglądać tam, gdzie nie wypada, a i panny dookoła mają wszystko na swoim miejscu. Na szczęście macanki i tego typu atrakcje są tylko dodatkiem do naprawdę wartkiej akcji.

Imperial Wrath of the Gods Review - The Seven Deadly Sins Season 4

źródło: https://naekranie.pl/recenzje/nanatsu-no-taizai-sezon-1-recenzja-anime

Neon Genesis Evangelion

Hideaki Anno

„Neon Genesis Evangelion” spełnia wszystkie wymagania, jakie są potrzebne do stworzenia produkcji, którą nie tylko uznaje się za dobrą, ale zapamiętuje na resztę życia. Pozornie jest to anime o dzieciach, które, zasiadając za sterami potężnych mechów, bronią ludzkość przed kolejnymi najeźdźcami z kosmosu. Jest to tylko otoczka, by przemycić filozofię reżysera. Filozofię tak bliską każdemu z nas, serial niesie ze sobą poważną naukę, rozważania o celowości istnienia, o być albo nie być, o smutku i samotności oraz radości i przyjaźni, o odnalezieniu własnego ja.

Z serialu nie dowiadujemy się, kim są istoty, które przybyły z kosmosu (Aniołowie). Nie jest to potrzebne, ich obecność jest jedynie celowym zabiegiem, można powiedzieć, że dzięki nim bohaterowie ewoluują, wprowadzani są na nowe tory myślenia (głównie Shinji Ikari). Wraz z postępującą fabułą dowiadujemy się coraz to nowych rzeczy, scenariusz początkowo naiwny, zaczyna gmatwać się coraz bardziej, zwalając widza z nóg.

Adam – pierwszy anioł, narodzona z niego Eva, poszukiwanie Lilith, której naturę ujawnia ostatni anioł, to wątki przemycone z wiary chrześcijańskiej, symbolika jednak odgrywa rolę drugoplanową, najważniejsza jest filozofia życia. Bohaterowie jawią się jako zwykli ludzie, każdy może być jednym z nich. Zamknięty w sobie jak Rei, mający problemy z odnalezieniem siebie jak Shinji, porywczy, a jednak naprawdę chcący zwrócić uwagę, by ktoś otoczył go go opieką, jak Asuka – można wymieniać jeszcze bardzo długo. Serial ma pewną magiczną otoczkę, jest swoistą retrospekcją, której sami się w końcu poddajemy. Nie ma wtedy już dla nas znaczenia, kim są anioły, co ich sprowadza na ziemię, zaczynamy rozumieć prawdziwy cel i przekaz.

Why Netflix's Evangelion Is Controversial—And Essential

Biblia Nowego Tysiąclecia, jak się zwykło nazywać „Evangelion„, ma trzy warstwy.
Warstwa otaczająca wszystko – mechy i walka o przetrwanie. Warstwa symboliki religijnej – mająca wspomagać kolejną warstwę i nadać jej enigmatyczności oraz swoistego mistycyzmu.

Warstwa filozoficzno-psychologiczna porusza problem, z jakim każdy człowiek musi się borykać, tzn. wewnętrznej pustki. Czymże jest proces dopełniania ludzkości, jak nie po porostu marzeniem każdego człowieka o nieśmiertelności. Czymże są wielkie i silne Evangeliony, jak nie odwrotnością naszych wewnętrznych marzeń o sile i byciu potrzebnym. Te marzenia znajdują się wewnątrz nas, a w serialu są uwidocznione za pomocą tych maszyn.

Poza przekazem istnieją także inne aspekty Muzyka sprawia się nie najgorzej, pasuje do akcji, i tyle wystarczy. Poznajemy przeszłość bohaterów, dowiadujemy się w końcu, kim każdy z nich jest i jakie ma cele (nawet tajemnicza Rei). Przeciwnicy, może nie wiemy o nich zbyt wiele, lecz nie pojawiają się po to, by kolejni nasi bohaterowie spuszczali im łomot. Ich pojawienie się niesie ze sobą naukę.